
Björk - Debut
1993 One Little Indian
1. Human Behaviour 4:12
2. Crying 4:49
3. Venus As A Boy 4:41
4. There's More To Life Than This (Recorded Live At The Milk Bar Toilets) 3:21
5. Like Someone In Love 4:33
6. Big Time Sensuality 3:56
7. One Day 5:24
8. Aeroplane 3:54
9. Come To Me 4:55
10. Violently Happy 4:58
11. The Anchor Song 3:32
Rok 1993 był początkiem okresu studenckiego w moim życiu. Zainteresowanie szeroko rozumianą "muzyką popularną" wówczas u mnie osłabło i przestałem śledzić na bieżąco to, co w niej się dzieje, szczególnie w "muzyce alternatywnej". Nie porzuciłem jej zupełnie, ale ograniczyłem się do wyłapywania premier płyt wykonawców, których poznałem i polubiłem wcześniej oraz oglądania MTV. Dzięki temu orientowałem się co dzieje się w muzycznym mainstreamie. MTV było wówczas jeszcze prawdziwą Music Television a wideoklipy, które tam trafiały potrafiły kształtować wyobraźnię. Właśnie wtedy natrafiłem na nieco surrealistyczne wideoklipy Björk "Human Behaviour" a następnie "Venus As A Boy". Głos Björk wydał mi się znajomy a muzyka dziwna, ale wciągająca. Okazało się, że Björk to była wokalistka islandzkiej formacji the Sugarcubes znanej mi przecież z utworu "Birthday", który zaistniał w latach 80. na Liście przebojów Trójki. "Birthday" bardzo lubiłem, choć fanem the Sugarcubes nie zostałem. To była ciekawa muzyka, ale wówczas formacji podobnie grających było całkiem sporo. Na pewno od początku wyróżniał się głos Björk w przeciwieństwie do całej reszty the Sugarcubes. Po rozpadzie zespołu, Björk przeniosła się do Londynu oraz zainteresowała muzyką klubową i elektroniczną. Warto podkreślić, że Björk była już wówczas niemal weteranką islandzkiej sceny. Dobitnie uświadomiła mi to niedawna informacja o tym, że Björk właśnie skończyła sześćdziesiąt lat... Nietrudno policzyć, że gdy wydała w 1993 roku płytę "Debut" zbliżała się już do trzydziestki. W dodatku nie był to jej całkowity debiut solowy. Karierę muzyczną zaczęła w Islandii już w drugiej połowie lat 70. jako gwiazdka sceny dziecięco-młodzieżowej wydając w 1977 roku płytę pt. "Björk". Później w latach 80. grała już w "dorosłych" zespołach na scenie punkowej i rockowej. The Sugarcubes również był zespołem rockowym. A jednak na albumie "Debut" nie ma wielu śladów tych rockowych początków. To był kolejny element, który zwrócił moją uwagę, gdy usłyszałem Björk.
W tym miejscu następna dygresja. W tamtym czasie mój gust muzyczny był mocno eklektyczny. Choć zaczynałem zainteresowanie muzyką dziesięć lat wcześniej przede wszystkim od twórców z kręgu new romantic/synth pop, to na początku lat 90. taką stylistyką nie byłem już zainteresowany [musiało minąć kilka dekad, bym do niej powrócił]. Na początku lat 90. słuchałem zarówno electro-industrialu, metalu, jak i wykonawców z kręgu hc/punk. Wkręciłem się też w niektórych wykonawców z kręgu grunge (Nirvana, Mudhoney, Sreaming Trees). Słuchałem wielu rzeczy, ale na pewno odrzucałem hip hop i nie interesowałem się nową sceną elektroniczną, z której wyłoniło się rave i techno. The KLF jednym uchem wpuszczałem, drugim wypuszczałem. Tolerowałem wykonawców pokroju EMF czy Jesus Jones, ale nie uważałem tego za "swoją" muzykę. Twórczości z kręgu Warp wtedy jeszcze nie znałem. Z dzisiejszej perspektywy mogę napisać, że prawdziwa akceptacja nowych trendów w muzyce elektronicznej przyszła u mnie wtórnie, poprzez mainstream, właśnie m.in. dzięki Björk, choć wtedy pewnie nie zdawałem sobie z tego sprawy. Gdy jednak przed kilkoma dniami włączyłem "Debut", gdy obejrzałem po wielu latach przerwy wideoklipy "Human Behaviour" i "Venus As A Boy", poczułem jakbym otworzył zagubiony świat moich wspomnień. Przed oczyma stanęły mi nocne powroty z klubów studenckich na Lumumbowie, gdy czekałem na nocny autobus, albo szedłem przez całe miasto śpiewając sobie w głowie refren "Human Behaviour", czy "Venus As A Boy" lub "Violently Happy", ewentualnie "Big Time Sensuality". Ten ostatni lubiłem najmniej. Może ze względu na to, że był najbardziej technoidalny, a ja dopiero przekonywałem się z powrotem do takiej twardszej elektroniki po okresie fascynacji cięższym, rockowym graniem. Ale tak, Björk to było to. Björk była wykonawczynią, która wówczas do mnie prawdziwie przemówiła.
Po wydaniu płyty "Debut" dopisałem Björk do listy wykonawców, których kolejne wydawnictwa zamierzałem śledzić. Następny album "Post" (1995) był świetny, "Homogenic" (1997) również przypadł mi do gustu, ale już mniej. Kolejne płyty, choć chwalone przez krytyków, oddalały mnie coraz bardziej od twórczości Björk. I tak jest do dzisiaj. Najbardziej cenię trzy pierwsze, wspomniane już albumy, które są najbliższe formy "piosenkowej". Jej kolejne, bardziej eksperymentalne i coraz mniej strawne dla mnie wydawnictwa nie są dla mnie tak przekonywające jak "Debut", "Post" i "Homogenic". Akceptowalne, miejscami ciekawe są "Vespertine" (2001) i "Medúlla" (2004), ale później było już dla mnie coraz mniej interesująco. "Volta" (2007) częściowo była próbą powrotu do prostszych form, ale okazała się albumem słabszym i chaotycznym. Płyta zawiera mniej udane kompozycje i jest pozbawiona właściwej energii. Kolejne płyty Björk śledziłem z mniejszą uwagą. Nie mam nic do eksperymentów, ale te w wykonaniu Björk nie należą do tych, które wiele dla mnie znaczą. Björk pozostaje ważna dla mnie przede wszystkim ze względu na trzy pierwsze płyty z lat 90.
"Debut" zawiera muzykę eklektyczną. Na albumie słyszalna jest nie tylko fascynacja ówczesną nową elektroniką i sceną klubową, ale także obecne są elementy jazzowe a także pewne echa synth popu. Dzięki temu mogło to u mnie wywołać reminiscencję muzyki, od której zaczynałem jako słuchacz dziesięć lat wcześniej. Z drugiej strony elementy jazzowe podobały mi się, bo wówczas rozpoczęło się moje zainteresowanie jazzem. Wszystko to okraszone było nowoczesną produkcją i pływało w sosie nowej muzyki klubowej. Do tego "Debut" był i jest zwyczajnie, mainstreamowo przebojowy oraz chwytliwy. Nie jest przy tym pozbawiony elementów ambitniejszych. Właśnie dzięki tej zadziwiającej mieszance muzyka Björk trafiła do mojego serca. "Debut" łączy elementy tradycyjne z wówczas nowoczesnymi a po trzydziestu dwóch latach nadal brzmi dobrze i moim zdaniem "nowocześnie", cokolwiek to słowo znaczy w dzisiejszym świecie.
Rozpoczynający płytę hit "Human Behaviour” został napisany przez Björk w 1988 roku, jeszcze kiedy była wokalistką Sugarcubes, ale zdecydowała się nie wydawać go wtedy z uwagi na niepasujący do twórczości grupy charakter. Artystka ponownie wzięła go na warsztat wspólnie z Nellee Hooperem, który został najbliższym współpracownikiem artystki przy nagrywaniu płyty "Debut" i jej współproducentem. "Human Behaviour” ma taneczny groove a w tekście artystka przedstawia zwierzęcy punkt widzenia na ludzi. W "Crying" słychać pewne echa ejtisowego synth popu, ale dominuje przede wszystkim charakterystyczny sopran wokalistki z silnym nieanglojęzycznym akcentem. Kolejny singlowy hit "Venus As A Boy" utrzymany jest w wolniejszym tempie, o jednostajnym, miarowym bicie ciągnącym się przez cały utwór. W tle słychać wiele zróżnicowanych syntetycznych smyków a także indyjską tablę i wiele trudno identyfikowalnych dźwięków elektronicznych. "There's More To Life Than This " to klubowy, technoidalny utwór z transowym bitem. "Like Someone In Love" to jego całkowite przeciwieństwo, pozbawione bitu i jedyny utwór, którego autorami nie są Björk i Nellee Hooper. Kompozycja jest coverem popularnej w latach 40. XX wieku piosenki skomponowanej przez Jimmy'ego Van Heusena do słów Johnny'ego Burke'a a spopularyzowanej w 1945 roku przez Binga Crosby'ego. Tę chwilę spokoju Björk szybko nadrabia dzięki następnemu nagraniu "Big Time Sensuality", które otwiera twardy, technoidalny bit i tłusta linia basu. To jedyny singiel z płyty "Debut", który zaistniał na amerykańskiej liście Billboardu, choć zaledwie na 88. miejscu. W Wielkiej Brytanii dotarł do miejsca 17. W "One Day" słychać wpływy nowej elektroniki spod znaku Warp. "Aeroplane" jest jednym z najbardziej pokręconych nagrań na płycie. Rozpoczyna się od dźwięków szumu wody, śpiewu ptaków, na które nałożona jest schizoidalna partia saksofonu. Świetny jest "Come To Me", który delikatnie płynie przed siebie a w tle wzbogacony jest eterycznymi smyczkami. "Violently Happy" rozpoczyna się od spokojnego śpiewu Björk, ale po chwili wchodzi mocny, technoidalny bit, który dominuje w utworze i wraz z refrenem jest jednym z najbardziej charakterystycznych fragmentów płyty. Album kończy "The Anchor Song", który opiera się o schizofreniczną grę Olivera Lake'a na saksofonie i monotonnym jak na nią śpiewie Björk. W nowszych wydaniach płyty jest też bonusowy utwór "Play Dead", pochodzący ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Amerykański łowca"z Harveyem Keitelem w roli głównej. "Play Dead" ukazało się na singlu zaraz po dwóch pierwszych promujących album i stało się sporym przebojem docierając do 12. miejsca brytyjskiej listy singli a także 5. miejsca polskiej Listy przebojów Trójki.
"Debut" to jeden z tych albumów, który zdefiniował muzykę pop w latach 90., ale jednocześnie wyrastał z wielu starszych tradycji muzycznych, w tym również synth popu lat 80. Twórczość Björk jest dla mnie łącznikiem między muzyką, na której się wychowałem w latach 80. a nowym popem, który narodził się w latach 90. Przede wszystkim jednak "Debut" jest świetnie ułożonym albumem zawierających różnorodny, ale intrygujący zestaw kompozycji, który łączy w sobie przebojowość i ambitniejsze podejście do muzyki pop. A to jest dla mnie esencja tego, czego szukam w muzyce. Björk zrealizowała swój plan na ambitną muzykę pop najlepiej jak potrafiła. Okazało się, że umie bardzo wiele, bo efekt końcowy jest prawdziwie olśniewający. [10/10]
Andrzej Korasiewicz
28.11.2025 r.