Kraftwerk - Computerworld
1981 EMI
1. Computer World 5:06
2. Pocket Calculator 4:55
3. Numbers 3:19
4. Computer World 2 3:23
5. Computer Love 7:16
6. Home Computer 6:19
7. It's More Fun To Compute 4:14
Muzyka Kraftwerk i pisma BRAVO przywiezione z RFN były moim pierwszym kontaktem z językiem niemieckim. To właśnie dzięki kwartetowi z Dusseldorfu (oraz pewnemu czarodziejowi z Francji) muzyka elektroniczna odegrała w moim życiu tak wielką rolę. To był znak czasów – klawisze, pokrętła i suwaki były w latach 80. dominującymi narzędziami do produkcji muzyki. Każdy, kto chciał odnieść jakikolwiek sukces w radiu czy MTV musiał wzbogacić o nie swoje brzmienie. Przed początkiem lat 80., muzyka elektroniczna była postrzegana jako eksperyment, sztuka awangardowa, ścieżki dźwiękowe do filmów, przedstawień teatralnych, a nawet słuchowisk radiowych. Klawiszy z radością używali prog-rockowcy, tacy jak Yes czy ELP, ale zawsze były to dodatki do całości opartej na gitarach.
Ale im bliżej Berlina, tym klawiszy było więcej; do tego stopnia, że tacy muzycy jak Klaus Schulze, Tangerine Dream, Popol Vuh czy Kraftwerk zaczęli wykorzystywać wyłącznie je do produkcji muzyki. Nadal był to eksperyment, awangarda – w przeciwieństwie do rozrywki, muzyki pop. To wszystko zmieniło się na przełomie lat 70/80, nie tylko za sprawą pionierów synth-popu, ale przede wszystkim dzięki grupie Kraftwerk, która z płyty na płytę przechodziła z fazy poszukujących artystów do gwiazd. A „Computer World” był apogeum tej ścieżki, płytą innowacyjną, a jednocześnie rozrywkową, która wytyczyła standardy w muzyce nie tylko rówieśnikom, ale na całe dekady naprzód. To dzięki tej płycie zaistniał chociażby hip-hop, w jego ówczesnej formie, stworzonej do popisów tancerzy breakdance.
Tematyka tego krążka także okazała się profetyczna – nie możemy obejść się bez komputerów połączonych w globalną sieć, a z narzędzi urzędowych stały się one elementem uczuć, emocji, fascynacji, miłości, po prostu życia. I to proroctwo z roku na rok wypełnia się coraz bardziej. Muzyka też nie starzeje się; dwuczęściowy tytułowy „Computer World”, „Numbers”, „Pocket Calculator”, a nade wszystko „Computerlove” żyją i cieszą się trzecią młodością (nie tylko za sprawą ingerencji zespołu Coldplay). W 1981 było to brzmienie futurystyczne. 42 lata później, to już retro-futuro; ale właśnie ta atmosfera, lekko przerażająca, lekko fascynująca, jest w masowym przekazie rozrywkowym wysoce ceniona. Szczególnie, gdy wypełnia tak przebojowy album, jak „Computer World”.
Uwielbiamy cofać się do przeszłości i sięgać po wszelkiego rodzaju pop-kulturalny vintage, aby znowu stał się dla nas nowoczesnością i science-fiction. A brzmienie Kraftwerk i płyta „Computer World” są tego kwintesencją. Software i hardware jakiego użyli do produkcji tych dźwięków wyprzedził swoją rzeczywistość, ale jednocześnie pokazał światu, że tak można to zrobić – i nie jest to już awangardowy eksperyment, lecz pop-art w pełnym wymiarze. Po dziś dzień ten krążek robi wrażenie, nawet jeśli, chcąc nie chcąc, odrobinę się zestarzał. Dla muzyki elektronicznej to taki sam kamień milowy, co „Pet Sounds” czy „Dark Side of the Moon” dla muzyki rockowej. To triumf rozrywki w symbiozie ze sztuką, idealne połączenie dwóch przyrodnich sióstr, które przeważnie dzieli wieczny konflikt.
Czy płyta ma minusy? Nie. To krążek idealny. Moja nieidealna ocena bierze się z kosmetycznych argumentów: wersja anglojęzyczna wydaje się nieco uboższa względem niemieckiej. Kwadratowa mowa naszych sąsiadów lepiej pasuje do mowy robotów, niż poetycka angielszczyzna. Po drugie, ograniczone możliwości narzędzi stworzonych do produkcji tej płyty, wyznaczyły także jej granice estetyczne; tak samo, jak w pionierskich grach video, których przebojowość nie zna granic, mimo iż graficznie jest ubogo. Co prawda Kraftwerk wydobyli z nich tyle, ile mogli, a późniejsze pokolenia ochoczo imitują ową kwadratowość i fabryczne ograniczenia, chociaż dysponują ultra-nowoczesnym sprzętem. Tak czy owak, to lektura obowiązkowa, bez względu na to, co o niej sądzimy. [9/10]
Jakub Oślak
15.06.2023 r.