Ultravox - Quartet
1982 Chrysalis
1. Reap The Wild Wind 3:50
2. Serenade 5:07
3. Mine For Life 4:46
4. Hymn 5:49
5. Visions In Blue 4:42
6. When The Scream Subsides 4:19
7. We Came To Dance 4:16
8. Cut And Run 4:20
9. The Song (We Go) 3:57
Po albumie "Rage In Eden" [czytaj recenzję >>] , który był zwartą całością i niemal bezpośrednią kontynuacją myśli kraftwerkowej Conny'ego Planka, muzycy Ultravox postanowili coś zmienić w swojej muzyce. Album "Quartet" został nagrany w Londynie a do jego produkcji zatrudniono George'a Martina. Tak, tego samego od The Beatles. Skąd taki pomysł? Stąd, że ówczesna pozycja Ultravox w show-biznesie to umożliwiała. George Martin zdecydował się przyjąć propozycję grupy, ponieważ jego córka była fanką Ultravox. Wraz z Martinem przy albumie pracował też inżynier dźwięku Geoff Emerick, obaj znani m.in. z nagrywania "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles.
Współpraca Ultravox z tak konserwatywnymi producentami musiała wywrzeć wpływ na muzykę, która znalazła się na "Quartet". Choć członkowie Ultravox twierdzą, że mieli wówczas taką pozycję, że nie dali narzucić sobie wizji muzycznych Martina i jego wpływ nie był decydujący, to jednak zmiany w stosunku do wcześniejszych płyt - "Vienna" [czytaj recenzję >>] i "Rage In Eden" - są zauważalne. "Quartet" brzmi bardziej jak zbiór piosenek, niż zwarte dzieło muzyki elektronicznej. Jest tu mniej mroku, a więcej jasnych, przestrzennych partii klawiszowych, choć same kompozycje nie odbiegają wyraźnie od wcześniejszej stylistyki. Utwory są jednak klarowniejsze i bardziej przebojowe. Z muzyki bije większy optymizm, bardziej zauważalne są partie smyczkowe czy fortepianowe ozdobniki. Mam wrażenie jednak, że te zmiany nie tyle świadczą o dużym wpływie na płytę Martina, a raczej o tym, że przy jej nagrywaniu zabrakło Planka. Muzycy zrealizowali swój plan - nagrali płytę inną niż dwie poprzednie.
Już na wstępie mamy jasną, przebojową kompozycję "Reap The Wild Wind", trochę rozmarzoną z przestrzennymi partiami klawiszowymi, które aż tchną optymizmem. "Serenade" jest bardziej melancholijna i w stylu dotychczasowych kompozycji Ultravox. Mimo tego, że jest tutaj pulsujący syntezator basowy, to jednak nie jest on na pierwszym planie, na którym prędzej słychać fortepianowe ozdobniki. Właśnie na przykładzie tej kompozycji widać najlepiej zmiany. Gdyby ten utwór wyprodukował Plank, brzmiałby on zapewne podobnie jak inne nagrania z "Rage in Eden". W wydaniu Martina, puls basowego syntezatora jest jakby przytłumiony i schowany, wręcz niesłyszalny. Dzięki temu jednak kompozycja jest bardziej zrównoważona brzmieniowo i może się okazać atrakcyjniejsza dla tych, którzy nie lubią mechanicznej muzyki elektronicznej. Ci drudzy z kolei, do których ja się zaliczam, odczuwają zmianę na gorsze. W dynamicznym "Mine For Life" słychać riffy gitarowe i choć wszystko skąpane jest w partiach klawiszowych, to utwór brzmi bardziej rockowo.
"Hymn" to jeden z większych przebojów Ultravox, przesiąknięty brzmieniem syntezatorów rzeczywiście brzmi bardzo "hymnowo". Pięknym utworem jest podniosły, balladowy "Visions In Blue". Może nie dorównuje kompozycji "Vienna", ale kaliber jest podobny. To trzeci singiel pochodzący z płyty, wydany już w 1983 roku - po "Reap the Wild Wind" i "Hymn". Czwartym singlem promującym album był utwór "We Came to Dance", w którym w większym stopniu słychać mechaniczny beat i basowy puls syntezatora, choć brzmiący inaczej, mniej twardo, mniej kraftwerkowo. Przed "We Came to Dance" słyszymy dynamiczny, rockowy, z gitarowym riffem, ale i wyraźnymi akordami klawiszowymi "When The Scream Subsides". Po "We Came to Dance" jest przedostatni utwór na płycie "Cut And Run". To nagranie bardzo zróżnicowane i ciekawe. Jest mocno elektroniczne, z syntezatorowymi akordami, ale i z gitarowymi riffami a także gitarową partią solową Midge Ure'a. Oprócz klarownego głosu Midge Ure'a są tutaj też partie szeptane, które budują atmosferę dystansu i tajemnicy. Album kończy "The Song (We Go)", w którym wybija się na pierwszym planie puls basowego syntezatora i mechaniczny beat. Utwór pod tym względem jest najbardziej podobny do postkraftwerkowego stylu znanego z dwóch poprzednich płyt.
Wersja CD z lat 90. zawiera cztery nagrania dodatkowe, pochodzące ze stron B singli: "Hosanna (In Excelsis Deo)", "Monument", "Break Your Back" i "Overlook". Najbardziej efektownym wydaniem albumu jest jednak zeszłoroczne. "Quartet" ukazał się w 2023 roku w wersji deluxe, na której znalazło się sześć dysków CD i jeden DVD. Znajdziemy na nich miks płyty dokonany przez Stevena Wilsona, wraz z wersją przestrzenną 5.1, wspomniane utwory ze stron B singli, wiele innych dodatków, w tym rozszerzone wersje utworów z maksisingli, nagrania koncertowe z Hammersmith Odeon z 1981 roku, wersje wstępne płyty nagrane na taśmach jako "Cassette Rehearsals/Monitor Mixes" oraz cały koncert z Hammersmith Odeon z 1982 roku, wcześniej nigdzie niepublikowany. Ukazała się też wersja deluxe na dwóch podwójnych winlach, która zawiera oryginalny album wraz z utworami ze stron B singli oraz innymi dodatkami, a także cały koncert z Hammersmith Odeon z 1982 roku. Dla fanów prawdziwa uczta dźwiękowa.
Album, choć bardziej przebojowy, to nie odniósł większego sukcesu od "Rage In Eden". Jego sprzedaż była na podobnym poziomie, a jeśli chodzi o pozycję na liście sprzedaży, to "Rage In Eden" było nawet wyżej, bo płyta osiągnęła 4. miejsce, przy 6. pozycji "Quartet". Ukazały się z niej jednak aż cztery single. Wszystkie dotarły do top 20 brytyjskiej listy singli, choć największym sukcesem było zaledwie 11. miejsce utworu "Hymn", który lepsze pozycje osiągnął w Niemczech i Szwajcarii, docierając do 9. miejsca listy niemieckiej i 6. listy szwajcarskiej.
"Quartet" jest według mnie trzecim najlepszym albumem Ultravox po "Vienna" i "Rage In Eden", choć znam takich, którzy stawiają go nawet na pierwszym miejscu. Mnie jednak płyta wydaje się mniej esencjonalnie elektroniczna, bardziej wypłukana z brzmienia postkraftwerkowego. Album nie zawiera takich petard jak "Vienna" czy "All Stood Still", nie tworzy też tak zwartej całości jak "Rage In Eden". Dlatego oceniam go o szczebelek niżej, choć nadal jest to bardzo mocna pozycja w dyskografii Ultravox. [9/10]
Andrzej Korasiewicz
20.03.2024 r.