Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Ride - Interplay

Ride - Interplay
2024 Wichita

1. Peace Sign 4:38
2. Last Frontier 4:09
3. Light In A Quiet Room 6:02
4. Monaco 4:15
5. I Came To See The Wreck 5:57
6. Stay Free 5:00
7. Last Night I Went Somewhere To Dream 4:13
8. Sunrise Chaser 4:18
9. Midnight Rider 4:23
10. Portland Rocks 5:02
11. Essaouira 7:10
12. Yesterday Is Just A Song 3:34

Do zespołu Ride nie mam emocjonalnego stosunku. Na początku lat 90. wydawał mi się jednym z kilku naśladowców stylu Cocteau Twins z naleciałościami The Jesus and Mary Chain czy Pixies. Podobnie grali wtedy Slowdive, My Bloody Valentine czy nawet amerykański projekt Ultra Vivid Scene. To była nowa scena, ale mnie wtedy kręciły mocniejsze i bardziej elektroniczno-industrialne brzmienia - Godflesh, Ministry, Lard, Revolting Cocks, The Young Gods, Laibach. Na nowe formacje w rodzaju Slowdive nie patrzyłem jak na zespoły, które wnoszą nową jakość. 

Ride, podobnie jak Slowdive, rozwiązał się w drugiej połowie lat 90. i powrócił w drugiej dekadzie XXI wieku wydając w 2017 roku, po dwudziestu jeden latach przerwy, album "Weather Diaries" a po kolejnych dwóch "This Is Not a Safe Place". Grupa popłynęła na tej samej fali resentymentu do shoegaze co Slowdive, choć skala uwielbienia jest trochę mniejsza niż w przypadku formacji z Reading. "Interplay" to trzeci album po reaktywacji a w sumie siódmy. Podobieństwa do Slowdive są zaskakujące, nie tylko jeśli chodzi o historię obu grup, skromną dyskografię, ale także o kierunek poszukiwań muzycznych po reaktywacji. Zarówno u Slowdive jak i Ride pojawiają się elementy synthpopowe i elektroniczne. Tak jest również na "Interplay". Ale nie jest to główna ścieżka, którą podąża Ride.

Album zaczyna się od dwóch numerów indie-rockowo dream-popowych - "Peace Sign", "Last Frontier". To one jako pierwsze promowały wydawnictwo, ale według mnie nie są zbyt wciągające a jedynie poprawne. Na pewno nie można im niczego zarzucić, ale nie wnoszą nowej jakości, ani nie przykuwają uwagi. Trzeci utwór pt. "Light In A Quiet Room" to dłuższy przystanek niemal shoegazowy, z delikatnym odchyłem pixiesowo-noise'owy. Są rzężące gitary i trochę hałasu, ale jest też melodyjnie. To jeden z ciekawszych utworów na płycie. W kolejnym nagraniu następuje niemal całkowita zmiana klimatu. Ride w  "Monaco" prezentuje się jak kontynuator New Order. Już początkowy elektroniczny beat wprowadza w mocno synth-popowy nastrój. Okazuje się jednak, że to jeszcze nie wszystkie stylistyki, z których Ride postanowił skorzystać przy nagrywaniu płyty. "I Came To See The Wreck" zaczyna się basem prawie jak u Joy Division, ale nagranie rozwija się w kierunku stylistycznym znanym z czasów "Screamadelica" Primal Scream. "Stay Free" jest spokojnym utworem, w którym dominuje gitara akustyczna. Nagranie nawiązuje do czasu, gdy panowała pandemia i wolność osobista była poważnie ograniczona. Tekst "Stay Free" jest wezwaniem, żeby "pozostać wolnym". "Last Night I Went Somewhere To Dream" jest według mnie niezbyt wciągającym rodzajem indie rocka. 

"Sunrise Chaser" ma w sobie elektroniczny puls, jest tu też emocjonalny, dosyć chwytliwy śpiew wokalisty. Od tego miejsca płyta mnie definitywnie wciągnęła. "Midnight Rider" to bardziej drapieżny numer rockowy z chwytliwym refrenem i dobrą, energetyczną motoryką. "Portland Rocks" jest rozmarzony, ale nie pozbawiony werwy i mocniejszych gitarowych riffów. "Essaouira" - najdłuższy, ponad siedmiominutowy utwór na płycie - w świetny sposób buduje nastrój tajemniczego miejsca, które wciąga i hipnotyzuje. Delikatny, ale urozmaicony rytm perkusyjny, miękki wokal, w tle smyki, efekty elektroniczne - to wszystko dobrze zbalansowane i ułożone. "Essaouira" to na pewno jedno z piękniejszych nagrań na "Interplay". Płytę kończy "Yesterday Is Just A Song" niemal pozbawiony rytmu, w którym szept wokalisty prowadzi przez syntezatorowe pasaże w tle, aż do rozmycia się utworu jakby we mgle. Prosty początek płyty zupełnie nie zapowiadał tak emocjonalnego końca.

"Interplay" jest albumem różnorodnym, eksplorującym różne style brytyjskiej muzyki. Jeśli na przełomie lat 80. i 90. muzyka w rodzaju Ride nieco mnie nużyła, dzisiaj sytuacja się odwróciła. Nie jestem w stanie przesłuchać nowej płyty Ministry, za to z przyjemnością słucham Ride. Czy to tylko objaw "starości"? Wątpię, skoro nowej muzyki Ride czy Slowdive słucha więcej przedstawicieli młodego pokolenia niż Ministry. [9/10]

Andrzej Korasiewicz
02.04.2024 r.