Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

KVB, The - Always Then

The KVB - Always Then
2012 Clan Destine Records

1. Captives    3:01
2. Waiting For The Fall    4:14
3. Hands    3:34
4. Leaning    4:19
5. Here It Comes    3:06
6. Until I'm Cold    4:00
7. Always Then    4:11
8. Boots    2:51
9. Dreams    4:56
10. The Truth    3:54

The KVB są czołowym przedstawicielem nowego pokolenia kontynuującego tradycję osadzonych we wczesnych latach 80. stylów darkwave, post-punk oraz synth-pop. To ironiczna sprawa, ale od drugiej dekady nowego milenium, z nie do końca jasnych przyczyn, przeżywamy renesans tego typu brzmień – prowadzącego basu, klasycznych syntezatorów o lekko prymitywnym brzmieniu i nieomylnie cybernetycznego, chłodnego wokalu. Gdy wspomnimy oryginalną transformację post-punka w synth-pop – którą najlepiej obrazuje transformacja Joy Division w New Order – mówimy tak naprawdę o okresie trzech lat, czyli w praktyce mgnieniu oka. Zadziwiające, a jednocześnie fascynujące jest to, że 30 lat później znalazła się zupełnie nowa generacja, którą interesowało dokładnie to brzmienie: mariaż basu i gitary z syntezatorem i automatem perkusyjnym, z których nikt nie chce grać głównej roli. 

W zupełnie innej rzeczywistości, to alternatywne nowofalowe brzmienie nabrało zupełnie nowego znaczenia, dając życie zespołom takim jak The Soft Moon, The Vacant Lots, Linea Aspera, Boy Harsher czy niezwykle popularnym w Polsce She Past Away. The KVB należą do tej samej nowej generacji, a tworzy je niezwykle sympatyczna i skromna para (a od niedawna także małżeństwo) w osobach Nicholasa Wooda i Kat Day. "Always Then"  to ich długogrający debiut, chociaż u zarania tego projektu, gdy Nicholas tworzył go samodzielnie, krążyły na koncertach niskonakładowe wydawnictwa próbne. Dopiero gdy do Nicholasa (odpowiedzialnego za gitary i wokal) dołączyła Kat (obsługująca elektronikę), The KVB zaistniało na dobre; wtedy też duet nagrał swój album-matkę, na którym zawarł swoje fundamentalne brzmienie, credo i styl, które rzecz jasna z czasem ewoluowały. 

Dziś The KVB śmiało odjeżdżają w najróżniejsze terytoria, nie bojąc się ani psychodelii, ani shoegaze, ani nawet dream-popu; ale to właśnie "Always Then" stanowi podstawę tego kim są i jak długą drogę przebyli. Ten album to prawdziwa bomba, magazynek pocisków, których można słuchać raz po raz bez końca, oraz przeżywać go na różne sposoby. Starsze pokolenie bezbłędnie rozpozna inspiracje Joy Division i wczesnym New Order, z tym chłodem, niepewnością, lękiem i otumanieniem, przeciętym wzbierającą falą syntetycznej radości, jaką kojarzymy chociażby z „Cars” Gary’ego Numana, czy „I Travel” Simple Minds. Z drugiej strony, młodsi słuchacze których punkt widzenia ukształtował się w zupełnie innej rzeczywistości, dostają ten jakże pożądany element vintage, ongiś mainstream a dziś alternatywę, ‘przetłumaczony’ na nowoczesny język instrumentów, głosów, grafiki i stylu. 

Brzmienie The KVB nie jest pionierskie, ale jest czystą radością z odnalezionych po latach niebytu starych instrumentów – podobnie jak panujący renesans wszelkich odmian rocka psychodelicznego. W coraz bardziej irracjonalnym, oszalałym świecie, gwarantują one element eskapizmu i mówią językiem pokolenia, które stawiało czoła podobnym wyzwaniom społecznym i mentalnym. Brzmienie The KVB, na czele z debiutanckim "Always Then", to gwarancja ucieczki, bezpiecznej kryjówki gdzieś w niszowym klubie, gdzie muzyka transportuje nas do innego czasu i miejsca. Nie chcę wyróżniać żadnego numeru – tu nie ma hitów, tego albumu słucha się w całości, bardzo szybko, na raz. I za każdym razem to działa, doskonale odnajdując ten przyspieszony puls pędzącego tłumu uwięzionego w świecie czarnych luster i syntetycznych fortec. Wysoka ocena na zachętę słuchaczy. [9/10]

Jakub Oślak
25.07.2023 r.