Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Swans - The Beggar

Swans - The Beggar
2023 Young Gods Records

1. The Parasite    8:28
2. Paradise Is Mine    9:24
3. Los Angeles: City Of Death    3:29
4. Michael Is Done    6:09
5. Unforming    6:10
6. The Beggar    10:15
7. No More Of This    6:56
8. Ebbing    11:26
9. Why Can't I Have What I Want Any Time That I Want?    7:41
10. The Beggar Lover (Three)    43:51
11. The Memorious    7:53

Nagrywanie przez Michaela Girę kolejnych dźwięków to jak poszukiwanie Nienazwanego. On do końca nie umie określić tego, co chce uzyskać, ale intuicja prowadzi go cały czas przed siebie podążając za Dźwiękiem, który ma w głowie. Od swoich współpracowników oczekuje, żeby podążali za tym dźwiękiem razem z nim. Zadanie jest trudne, bo nikt nie wie co w swojej głowie słyszy Gira i na pewno tego nie słyszą jego muzycy. Ale mimo to muszą podążać za swoim liderem, by to wyrazić za pomocą dostępnych środków. Na tym właśnie polega praca w Swans. Na relizacji wizji artystycznej, którą w głowie ma lider i którą stara się ukazać i wyrazić. Na początku istnienia Swans chodziło o stworzenie najbardziej intensywnego hałasu jaki się da. Takiego, jakiego nie jest w stanie stworzyć nikt inny. Nie chodziło o granie najgłośniej, ale o granie głośno o intensywności niedostępnej dla nikogo innego. Pierwsze płyty Swans to właśnie taki hałas. Wraz z pojawieniem się w zespole Jarboe a także wiekiem i procesem starzenia, poszerzały się środki wyrazu Giry, zmieniała perspektywa widzenia sztuki a także zmieniały jego priorytety. Gira dostrzegł, że to, co ma w swojej głowie/duszy może wyrazić nie tylko za pomocą intensywnego hałasu, ale po prostu przy pomocy intensywnej struktury różnych dźwięków, ułożonych w sposób, który wciągnie słuchacza. 

Michael Gira jest tytanem pracy i perfekcjonistą. Każdy, nawet najmniejszy dźwięk, musi być nagrany dokładnie w taki sposób, w jaki Gira czuje, że ma być nagrany. Jeśli drobny ornament zabrzmi mu fałszywie lub po prostu źle w tym konkretnym kontekście, to nawet jeśli to niezależnie od tego kontekstu będzie najpiękniejszy dźwięk pod słońcem, bez żadnych skrupułów usunie go i ponowi próbę aż do uzyskania pożądanego efektu.

W wyniku takiego podejścia kolejne płyty Swans nie mają słabych punktów. Można je odrzucić w całości lub w całości uszanować. Można twierdzić, że woli się bardziej akustyczne, folkowe aspekty twórczości Swans - płyta "The Beggar"powinna takich słuchaczy w dużym stopniu usatysfakcjonować - a te bardziej hałaśliwe uznać za męczące i pominąć. Nie można jednak zarzucić muzyce Swans, że jest nudna. O ile oczywiście szuka się Muzyki a nie popowego muzaka. Swans z popem właściwie nigdy nie miał nic wspólnego. Co w takim razie robi recenzja płyty Swans na stronie alternativePOP? A to jest temat na inne rozważania, do których przygotowuję się, by najlepiej wyjaśnić o co chodzi na stronie AlternativePOP. Ale to w innym miejscu i innym czasie. 

Mimo braku związków Swans z muzyką pop, na "The Beggar" jest jednak coś w rodzaju przeboju, tak przynajmniej odbieram utwór "Los Angeles: City Of Death", który spokojnie umiem podśpiewywać. Na nowej płycie wszystko jednak zmierza w moim przkonaniu do najważniejszej części albumu, którą jest czterdziestotrzyminutowy "The Beggar Lover (Three)". O ile pozostałe nagrania można zakwalifikować jako utwory mniej lub bardziej mieszczące się w formie piosenkowej, to w "The Beggar Lover (Three)" Gira realizuje najpełniej swoje koncepcje podążania za tym czymś Nienazwanym, przy użyciu dźwięków o różnym natężeniu i różnym źródle, ułożonych w strukturę, która rozwija się, wraca do punktu wyjścia, znowu rozwija i wreszcie kończy bez żadnej konkluzji. Konluzja dźwiękowa wydaje się wyłaniać dopiero z następnego nagrania, wieńczącego płytę, niepokojącego "The Memorious". 

Gira ma talent, dzięki któremu udaje mu się uchwycić to, co słyszy w swojej wyobraźni a następnie zagrać to i połączyć w wielowarstwową kompozycję, która przyciąga uwagę do takiego stopnia, że nie można się od niej oderwać. Taki jest najdłuższy na płycie wspomniany "The Beggar Lover (Three)". Ale i pozostałe kompozycje, choć krótsze i o różnym tempie - przeważają wolniejsze - nie pozostawiają obojętnym. Nawet oparta o wokal, powolna "Unforming", w której na pozór mało się dzieje, trudno nazwać nudną. Jest w głosie Giry jakaś pulsacja, która porusza, choć przecież Gira nie jest nadmiernie utalentowanym wokalistą, jednak jego sposób przekazywania emocji rekompensuje braki wokalne i ukierunkowuje na wizję, którą Gira buduje przez cały album. Mimo że płyta trwa dwie godziny, nie nuży.

"The Beggar" jest albumem, który przypadnie do gustu tym, którzy lubią spokojniejsze, refleksyjne oblicze Giry. Ja na pewno do takich słuchaczy się zaliczam. Nie znaczy to jednak, że mamy do czynienia z płytą folkową. Wszystko jest zrobione na tym poziomie intensywności, na którym nawet najbardziej akustyczne fragmenty płyty nie brzmią słodko i naiwnie. 

I znowu się udało. Znowu Gira "to" zrobił. [9/10]

Andrzej Korasiewicz
07.07.2023 r.