Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Gene Loves Jezebel - The House Of Dolls

Gene Loves Jezebel - The House Of Dolls
1987 Beggars Banquet

1. Gorgeous    3:43
2. The Motion Of Love 3:49
3. Set Me Free    3:29
4. Suspicion 3:48
5. Every Door    4:34
6. Twenty Killer Hurts    3:31
7. Treasure    3:57
8. Message    3:49
9. Drowning Crazy    3:18
10. Up There    4:41

Jeśli chcesz, aby twój zespół muzyczny rozpadł się z hukiem tuż po osiągnięciu sukcesu, załóż go z bratem, najlepiej bliźniakiem, tak aby fani nie mieli pewności kto jest kim. Gene Loves Jezebel to historia miłości i nienawiści pomiędzy Jay’em i Michaelem Aston, rywalizacji która pożarła sukces, jaki odnieśli w połowie lat 80. Ten zespól to podręcznikowy przykład sytuacji, gdy talent i ambicja zostają zaćmione przez chęć bycia super-gwiazdą tu i teraz, z całym blichtrem, splendorem, lakierem do włosów i makijażem. Jak wiemy, lata 80. wychowały cały szereg gwiazd rocka operujących takim stylem, na czele z Bon Jovi, Def Leppard, Van Halen czy Skid Row. Tym większe zaskoczenie, gdy posłuchamy GLJ i stwierdzimy, że ich brzmienie w niczym nie przypomina wspomnianych zespołów. 

A przynajmniej, nie przypominało od samego początku. GLJ startowali z typowo brytyjskiego pułapu post-punka z gotyckimi naleciałościami, aby wraz ze wzrostem popularności zmienić styl na bardziej hard rockowy, glamowy, czym spodobali się w USA i tam przenieśli ognisko swoich zainteresowań. Już wcześniej polecałem płytę "Discover" (Recenzja >>) , której tytuł wprost namawiał do ich odkrycia. To tam rozpoczęło się ich oderwanie ku gwiazdom, aby swoją wysokość przelotową osiągnąć rok później, właśnie na "The House of Dolls". Od razu słychać jest, że zespół jest na haju twórczym i od pierwszego do ostatniego numeru celuje w napisanie potencjalnego przeboju dla MTV. Na uwagę zasługują oczywiście singlowe „The Motion of Love” i „20 Killer Hurts”, ale także „Gorgeous”, „Suspicion” oraz „Message”. 

Styl GLJ na "The House of Dolls" jest bardziej komercyjny i mainstreamowy, niż na poprzednich albumach. Bracia Aston poczuli, że potrafią napisać coś więcej, niż undergroundowy numer znany w lokalnym radiu. "The House of Dolls" jest podobna w wydźwięku do "Once Upon a Time" Simple Minds, płyty wypełnionej euforycznymi, celebracyjnymi pociskami, z których kilka stało się nieśmiertelnymi przebojami. Gdy słucham "The House of Dolls" nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ja te numery znam z innego miejsca – z filmu, serialu czy nawet reklamy – nie mówiąc o radiu czy MTV. Muzykę GLJ niełatwo jest określić jednoznacznym stylem, a mimo to bez trudu rozpoznamy, że to brzmienie mogło powstać wyłącznie w latach 80. 

Pomimo pretensjonalnego, gwiazdorskiego stylu bycia braci Aston, płyta GLJ jest zaskakująco dobrze przygotowana, pomyślana, napisana i wykonana. Nie brzmi jak coś generycznego i naiwnego, co można wrzucić do katalogu z napisem ‘Muzyka na imprezę dla bogatej, niegrzecznej młodzieży’; a mimo to, dokładnie tam się znalazła, gdy opatrzyła ścieżkę dźwiękową filmu „Demony” Lamberto Bavy. To kwintesencja losów GLJ – pomimo wielkich aspiracji i dynamitowego bagażu muzycznego, pozostali niszowi. Ten element gotycki, którego nigdy do końca z siebie nie zmyli, przykuł ich do wiecznego podziemia, w którym jest równie dużo kontrkultury, co kiczu. Słuchany dziś, ten album porywa – ale nie w sposób nostalgiczny, tylko tu i teraz, w zupełnie innym świecie. Co zatem poszło nie tak? [7.5/10]

Jakub Oślak
18.12.2023 r.