Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Deathcamp Project - Paintings

Deathcamp Project - Paintings
2011 Alchera Visions

1. Predestination
2. Too Late
3. Cold The Same
4. No Cure
5. About:Blank
6. Betrayed
7. Through The Fire
8. Painthings
9. Scars Remain
10. Kłamać 

Deathcamp Project to wyjątkowy zespół dla polskiej sceny dark independent. Zaczynał dziesięć lat temu, kiedy następował bujny rozwój Castle Party i kiedy w Polsce przebijała się świadomość o istnieniu sceny electro. Wtedy za gotyk w Polsce uznawano Artrosis i Closterkeller a słowa gotyk i electro wykluczały się wzajemnie co powodowało, że organizatorzy festiwalu w Bolkowie nawet nie śmiali zapraszać wykonawców z kręgu electro. I właśnie w takich okolicznościach narodził się Deathcamp Project. Muzycy bynajmniej nie mieli nic wspólnego z electro, ale nie chcieli grać również "gotyku" a la Artrosis. Zafascynowani byli klasycznym, europejskich, "nowofalowym" gotykiem oraz amerykańskim deathrockiem. I właśnie, jeśli pamięć mnie nie myli, panowie, choć wywodzili się raczej z metalowych klimatów, chcieli grać właśnie polskiego death rocka, ewentualnie skrzyżowanego z Fields Of The Nephilim. 

Deathcamp Project szybko wydał jedno demo, drugie demo i jeszcze szybciej zdobył uznanie rosnącej garstki fanów klasycznego gotyku. Po kilku latach od chwili powstania, kluczborski duet był już właściwie gwiazdą na rodzimym podwórku. Ale nadal nie miał na swoim koncie oficjalnego płytowego debiutu a jedynie kilka garażowych demówek. Może to i dobrze, bo muzycy rozwijali swój styl, m.in. wzbogacając swoje brzmienie o elementy electro. W 2008 roku, po siedmiu latach istnienia, Deathcamp Project wydał pełnoprawdą płytę "Well-Known Pleasures". Zarzucano jej pewną niespójność, ale była to bez wątpienia produkcja o światowym wymiarze.

Listopad 2011 roku przyniósł drugie oficjalnego wydawnictwo DP. "Paintings" zaczyna się niemal jak album Hocico a kończy jak nowofalowy rock w stylu lat 80.. "Predestination" rozwija się z prawie dwuminotowego wstępu, by zaatakować charakterystycznym dla Hocico bitowym motywem. Później wchodzi wokal, który jednak nie ma nic wspólnego z przesterami znanymi z dark electro. Nieco oniryczny śpiew Voida kojarzy się bardziej z wokalem charakterystycznym dla grup synth popowych i dark wave. Kolejny numer jest już znacznie bardziej rockowy i falowy. Właśnie w tym kierunku rozwija się płyta, choć nie bez pewnych zacięć. Wokal w "Too Late" chwilami przypomina nawet śpiew Carla McCoya. Jest zdecydowanie bardziej gotycko. "Cold The Same" znowu zaczyna się jak numer electro, ale rozwija bardziej w kierunku dark wave. "No Cure" to już zdecydowanie numer nowofalowy, co zresztą jest trochę dziwne, bo udziela się w nim lider Controlled Collapse, czyli projektu jak najbardziej zelektryfikowanego. "About:Blank" znowu zaczyna się jak porządny numer electro a rozwija bardziej falowo. "Betrayed" to z kolei numer niemal całkowicie rockowy. Choć w tle pobrzmiewają klawisze, to gitara jest wręcz metalowa. W chwilach wytchnienia robi się romantycznie, ale za moment wchodzą gitary oraz motoryczna perkusja i czar pryska. "Through The Fire" rozpoczyna się od wiodącej linii basu, co przywodzi na myśl granie falowe a la The Cure. Po drodze wchodzą gitary i znowu, mimo wkładu Wojciecha Króla z Controlled Collapse, numer brzmi bardzo falowo. Tytułowy "Painthings" rozpoczyna się od elektronicznych modulacji. Następnie łagodnie wchodzą bębny, nastrojowo dobija gitara, w tle brzmienie klawiszy i robi się bardzo przyjemnie. W trzeciej minucie odzywa się Void, który śpiewa nieco z manierą Adriana Hates'a. Bardzo przyjemny, klimatyczny numer. "Scars Remain" z kolei rozbija na kawałki. Numer instrumentalny, połamany beat, poprzetykany samplami głosów, a także zmyślnie włączoną gitarą. Utwór jakoś nie pasuje mi do Deathcamp Project, ale jest bardzo dobry. Na koniec otrzymujemy nie dość, że świetną dawkę klasycznej muzyki nowofalowej, to na dodatek po polsku. "Kłamać" brzmi jak numer wyjęty żywcem z lat 80. Riff gitarowy jest tylko może bardziej metalowy. Numer skojarzył mi się z kawałkiem Gardenii "Papierosy i zapałki".

Podsumowając. Wbrew intencjom twórców, "Paintings" jest nadal płytą dość eklektyczną. Nie dość, że poszczególne utwory sporo różnią się między sobą brzmieniowo, to na dodatek w ramach danego numeru czasami współistnieją dwa sprzeczne style. To nie musi być zarzut, ale nie wiem czy taki efekt zamierzali osiągnąć twórcy. Płyta jak na polskie warunki jest wyjątkowa, bo niewiele grup z tego kręgu stylistycznego, gra na takim poziomie. Jednak, jeśli przyjmujemy założenie, że dążymy do ideału, to mam wrażenie, że Deathcamp Project nadal nie do końca wie jakim chce być zespołem. Deathrockowo/nowofalowym, electro/dark wavewowym czy może jeszcze jakimś innym. Nie jest powiedziane, że musi dokonywać takiego wyboru. Można przecież korzystać z wielu stylistyk i łączyć je w spójną całość. Jeśli przyjmujemy takie założenie, to moim zdaniem jeszcze trochę brakuje do osiągnięcia tej spójności. A może warto się jednak zdecydować na jakąś bardziej jednorodną stylistykę? Może ostatni numer "Kłamać" mógłby wyznaczać kierunek rozwoju grupy? [7/10]

Andrzej Korasiewicz
08.02.2012 r.