Recenzje

Zaobserwuj nas

Wyszukaj recenzję:

Alphaville - Forever Young (2)

Alphaville - Forever Young
1984 Warner Music Group

01. A Victory Of Love            
02. Summer In Berlin          
03. Big In Japan          
04. To Germany With Love     
05. Fallen Angel          
06. Forever Young         
07. In The Mood         
08. Sounds Like A Melody             
09. Lies                         
10. The Jet Set

Lata 80-te nie bez powodu nazywane są złotą dekadą. To czas eksplozji nowych zespołów, nowych dźwięków i wielu młodych talentów. To okres rewolucji na bardzo wielu płaszczyznach kultury i pop-kultury. Pod strzechy zawitało MTV, kasety video i nowy wynalazek - płyta kompaktowa. To czas "elektronifikacji" życia, także muzyki, gdzie syntezatory i klawisze stały się obowiązkowym elementem brzmienia zespołów. To czas w którym do głosu doszła młodzież, mająca dosyć stetryczałych i depresyjnych zespołów rockowych z lat 70'tych. To czas nowej fali, której dzieckiem były m.in. styl new romantic i synth-pop. 

Nowa fala i new romantic miały swoje źródło w Wielkiej Brytanii, aczkolwiek przeniosły się także na resztę Europy. W Niemczech, jako pokłosie Neue Deutsche Welle, zrodziło się Alphaville - trio z Monastyru, którym przewodził charyzmatyczny, utalentowany, obdarzony niecodziennym głosem młodzieniec o piorunującej fryzurze i wystających zębach, Marian Gold. Ich debiut przypadł na rok 1984, kiedy to eksplodował nowy pop i nowa estetyka muzyki, do której musieli przystosować się wszyscy. Ze świeżą białą kartą, z głową pełną pomysłów, niemiecka trójka nagrała płytę-symbol popu tamtych lat - "Forever Young". 

Nie uwierzę, jeśli ktokolwiek z czytających ten tekst stwierdzi, że nigdy nie słyszał pochodzącej z tego albumu przepięknej tytułowej ballady. Ów wyciskacz łez, a także bardziej dynamiczny "Big in Japan", to wizytówka Alphaville. Futurystyczna melanholia, niespełniona miłość, dramatyczny patos, przestrzenne aranże i na wskroś syntetyczne melodie - tak to właśnie miało brzmieć. To zaprzeczenie bezduszności muzyki elektronicznej, to przesadna wręcz teatralność uczuć weń włożonych, to wreszcie porywające ciało do tańca i wyobraźnię do wspomnień dźwiękowe pocztówki z przeszłości. Lepszej i szczęśliwszej pod względem muzycznym. 

Ale "Forever Young" nie kończy się na dwóch singlach. Dużo tracą ci, którzy zawężają znajomość niemieckiej formacji tylko do tych przebojów. Poniższy album od nich pęka. Powtórzę swój slogan - każdy z tych utworów nadaje się na singla, na potencjalny hit. Na dodatek, owe hity z satelity tworzą razem cudownie spójną płytę, bez jakichkolwiek bonusów. Sprawdźcie stonowane "Summer in Berlin" czy radosne "Fallen Angel". Sprawdzcie mniej klasyczne single - przesłodzony "The Jet Set" i melodramatyczny "Sounds Like a Melody". Kto wie, ilu z Was obudzi dzięki nim dawno uśpione wspomnienia, a jednocześnie ilu odnajdzie tu swoją nową prawdę objawioną. 

Siła "Forever Young" to nie sentyment, ale witalność i spójność. Przyznam otwarcie - w tamtych czasach znałem tą płytę jedynie z okładki świecącej na wystawie pewnej warszawskiej księgarni. Potem przyszła kaseta kupiona na dyżurnym "ruskim" bazarze. Potem CD, wcale nie najlepszej jakości. Gdy dziś słucham tego materiału z ipoda, zachwyca mnie jego świeżość. To nie brzmi jak typowy złoty przebój lat 80-tych; to wciąż zachwyca swoim zapachem, jakby zostało wydane wczoraj. Ta płyta to spełnienie ponadczasowych 'electric dreams', jakie drzemią w każdym pokoleniu. Zachęcam wszystkich, chociaż wiem, że nie wszystkim się spodoba. [10/10]

Jakub Oślak
25.11.2010 r.