Relacje z koncertów

Zaobserwuj nas

Arab Strap, Chris Bundle, Silver Rocket, Poznań, 26.10.2003 r., Blue Note

Arab Strap, Chris Bundle, Silver Rocket, Poznań, 26.10.2003 r., Blue Note

Trochę obawiałem się tego koncertu. W końcu o jakości muzyki Szkotów decyduje przede wszystkim intymny, kameralny klimat, doskonale współgrający z depresyjnymi tekstami Aidana Moffata. Jak miało to zabrzmieć w dość sporym jazzowym lokalu o wyjątkowo specyficznej atmosferze? Do rzeczy więc: po Blue Note kręciło się wyjątkowo wielu sympatyków Arab Strap oraz młodych panów w koszulkach Mogwai. Udało mi się zamienić kilka słów z muzykami przed występem. Wydawali się zrelaksowani, ale i zaskoczeni dość sporą frekwencją, bo choć znani, nie są przecież kapelą topową.

Wieczór rozpoczęli 30-minutowym setem Silver Rocket z Poznania. Muszą mieć chyba niezłe "plecy", bo byli także supportem Mogwai w Warszawie. Niestety, dla mnie, to kompletnie chybiona propozycja. Zespół nie wie zupełnie, w którą stronę pójść, więc wybiera wszystkie. Usłyszeliśmy więc przynudzający miks post rocka, emotroniki i avant popu. Była też pani w klimatach Kim Gordon, śpiewająca niczym dziewczę z islandzkiego Mum. Nie protestowałem, kiedy skończyli. Po krótkiej chwili, zamiast Arabów na scenie pojawił się skromny młody pan o nazwisku Chris Bundle, nagrywający dla wytwórni Rock Action. Opinie mogą być różne, ale jego muzyka bardzo przypadła mi do gustu. Tylko cichy, jakby nieśmiały głos i akustyczna - ciągle strojona! - gitara. Zupełnie niczym na najlepszych płytach Nicka Drake'a, Willa Oldhama bądź Wisdom of Harry. Świetna muzyka, choć publiczność okazywała lekkie zniecierpliwienie. Cóż...

Wreszcie, tuż przed 22., na scenę przy, z fanfarą puszczonym z taśmy, szkockim hymnie weszły gwiazdy Chemikal Underground. Od razu zaskoczenie: obok Moffata i Middletona także sekcja rytmiczna, klarnecistka, wiolonczelista i piękna skrzypaczka, przez którą paru fanom ciężko było się skupić na muzyce. Sam koncert był znakomity, choć dominowały utwory z ostatnich płyt. Nie było, niestety, mojego faworyta "First Big Weekend", ale nie zawiodłem się. Dowiedzieliśmy się, dlaczego "Mogwai are shite" (wraz ze stosownym zagraniem kilku taktów "Xmas steps"), a także dlaczego warto pić polski browar - "I like this beer. Tyskie? Great". Nie obyło się bez... przerwy na siku dla Aidana i wspaniałego, akustycznego koweru AC/DC. Kiedy skończyli kwadrans przed północą, chyba nikt nie był rozczarowany.

Łukasz Wiśniewski
02.11.2003 r.