Artykuły

Zaobserwuj nas

Tangerine Dream kiedyś i dzisiaj...

Tangerine Dream kiedyś i dzisiaj...

27 Listopada zawita do Torunia... Tangerine Dream. Dla fanów instrumentalnej muzyki elektronicznej to zespół kultowy i przedstawiać go nie trzeba, jeden z prekursorów gatunku, przez lata inspiracja dla wielu muzyków - np. Alan Wilder (ex-Depeche Mode, Recoil) użył sampli TD na jednym ze swoich wydawnictw pod szyldem Recoil. Którym? A zgadnijcie… Ale spotkałem się też z ludźmi, którzy na moje pytanie o ten zespół wzruszali ramionami odpowiadając ‘nie znam’. W kilku przypadkach okazywało się, że jednak ‘znam’, ale ‘nie wiedziałem, że tak się nazywają’. Działo się tak w przypadku utworów znanych z filmów takich jak: ‘Kasiarz’, ‘Risky Business’, ‘The Park Is Mine’, czy serial ‘Streathawk’. Zasadniczo bowiem działalność TDream była zawsze trójtorowa: koncerty (o czym za chwilę), muzyka filmowa oraz płyty studyjne jako takie. Ta ostatnia, studyjna aktywność muzyczna była w przypadku TD najmniej istotna (przynajmniej do późnych lat 90.), bo często album był tylko pretekstem do pojechania w trasę, która owocowała kolejnymi wydawnictwami koncertowymi. Dodatkowo przyjęło się, że do twórczości studyjnej wlicza się właśnie płyty z soundtrack’ami, więc te wszystkie obszary aktywności dość płynnie przenikają się ze sobą. 

Ten tekst nie jest przeznaczony dla fanów zespołu, nie znajdą tu nic czego by nie wiedzieli wcześniej. To raczej ogólne spojrzenie na zjawisko pod nazwą Tangerine Dream, bez wątpienia jeden z ważniejszych zespołów ostatnich 50 lat w muzyce oraz na to, co wydarzyło się po tzw. drodze i z czym mamy do czynienia obecnie.

Tangerine Dream było zawszem dzieckiem Edgara Froese, wokół którego gromadzili się różnej maści muzycy, jedni na dłużej, inni tylko na chwilę. Przez lata skład zespołu zmieniał się wielokrotnie, ale spokojnie można wyróżnić takie okresy, kiedy był on w miarę stabilny i są to najlepsze okresy w historii, ale i twórczości zespołu. Te najbardziej znane line-up’y: 

01) Edgar Froese, Christopher Franke, Peter Bauman, 
02) Edgar Froese, Christopher Franke, Johanes Schmoeling (moim zdaniem, ale nie tylko moim, najlepszy skład grupy)
03) Edgar Froese, Christopher Franke, Paul Haslinger, 
04) Edgar Froese, Jerome Froese (syn Edgara), Linda Spa. 

Przez zespół przewinęło się także sporo muzyków, którzy potem w mniejszym lub większy stopniu poprowadzili swoje kariery solowe, żeby wymienić tylko dobrze znanego w naszym kraju i zawsze pozytywnie odbieranego Klausa Schulze. Z innych nazwisk warto wymienić: Floriana Fricke (Popol Vuh), Geralda Gradwohla, Zlatko Perica, Steve'a Roacha.

Na początku napisałem, że najważniejszym aspektem działalności tego zespołu były koncerty. I to jest fakt bezsporny. W przeszłości koncerty miały formę najczęściej dwuczęściowych, trwających około czterdziestu minut każda suit, które w większości były improwizacjami live z wplecionymi w nie fragmentami utworów znanych z płyt studyjnych. To właśnie dlatego istotną pozycją w dyskografii grupy są płyty live, bowiem stanowiły one zawsze osobny, niepowtarzalny byt, były uchwyceniem momentu, który zdarzył się tylko raz. Do tych najbardziej znanych płyt live z tego okresu należą: ‘Ricochet’, ‘Pergamon’, ‘Logos Live’ i… ‘Poland’ - nieziemski album wydany w swojej najmocniejszej wersji w formie dwóch płyt CD. Był to zapis dwóch koncertów, jakie TD zagrało na Torwarze zimą 10.12.1983 roku. Album składa się z czterech utworów, choć tak naprawdę jest ich więcej - brzmi tajemniczo? Jeśli kogoś to zainteresowało może sam dotrze do rozwiązania tej zagadki - warto poszperać w sieci. Dodatkowym smaczkiem był singiel wydany wraz z tym albumem, którego okładka była… w kształcie Polski. Jeżeli chodzi o dyskografię Tangerine Dream to jest ona tak bogata, że być może nawet sami członkowie zespołu gubią się w tym co zostało wydane, bowiem oprócz albumów z premierową muzyką bardzo dużo wydawnictw sygnowanych nazwą zespołu to różnej maści składanki wzbogacane o niepublikowane utwory, tzw. oficjalne bootlegi’ - wydano nawet, z inicjatywy fanów, cały katalog koncertów sygnowany nazwą ‘Tangerine Tree Live’, stanowiący zbiór ponad trzystu godzin muzyki koncertowej TD, albumy rocznicowe, ponownie zmiksowane wersje albumów, mini-albumy, single i albumy okazjonalne (np. z okazji trasy koncertowej - sprzedawane tylko przed koncertem), albumy solowe poszczególnych członków zespołu itd.

Można próbować jakoś to ogarnąć umysłem posiłkując się dyskografią ujętą np. na Wikipedii czy nawet oficjalnej stronie zespołu, ale to nadal nie jest pełny spis tego co było i jest sygnowane nazwą grupy. 

Wraz z odejściem z zespołu Johanessa Schmoelinga i pojawieniem się w nim Paula Haslingera zmieniła się forma koncertów. Nadal były to długie 30-40 minutowe suity, ale z już wyraźnie dającymi się wyróżnić utworami znanymi z albumów studyjnych lub filmowych. Były to po prostu odegrane utwory znane z płyt (niestety często "jeden do jednego", bez improwizacji) połączone jedynie muzycznymi mostkami. Był to efekt zachłyśnięcia się zespołu Ameryką. Amerykańska publiczność, ale też i stacje radiowe i telewizyjne potrzebowały TD, ale w krótkiej formie nadającej się do grania na antenie między jedną a drugą reklamą. Pojawił się aspekt teledysków, a trudno sobie wyobrazić czterdziestominutowy teledysk. Niestety ta forma koncertów utrzymała się przez kolejne lata, choć trzeba uczciwie przyznać, że około 1990 roku pojawiły się ponownie jakieś aspekty tego, z czego grupa znana była najbardziej, czyli improwizacji. Właściwie można powiedzieć, że to miks tego co studyjne, z tym co wymyślane na żywo, choć niestety także w dość mocno już kontrolowanej formie. Zmieniali się kolejni muzycy, a zespół trwał i szedł do przodu, ale czy się rozwijał? - to pytanie coraz częściej zadawali sobie wierni fani.

Każda zmiana składu miała zawsze jakiś wpływ na to, jak zespół prezentuje się na scenie i co ma do zaoferowania publiczności. Tak jak znaczące było odejście Johanesa Schmoelinga, tak drugim takim ważnym aspektem była decyzja Jerome Froese dotycząca opuszczenia grupy. Osobiście uważam, że to jest moment, w którym można powiedzieć o końcu Tangerien Dream w formie w jakiej ten zespół został pokochany w latach 70. i 80. przez rzeszę fanów. Zresztą komentarze na forach internetowych mówią o tym bardzo wiele. Oczywiście, grupa po odejściu Jerome'a funkcjonowała dalej, bo jej główne spoiwo, czyli Edgar Froese, nadal był aktywny muzycznie, ale coraz częściej w składzie grupy zamiast syntezatorów, samplerów i całej maści tych wszystkich migających urządzeń, pojawiały się instrumenty akustyczne, dęte, gitarowe. Niby nadal to samo, a jednak już nie. Oczywiście wciąż znajdziecie wielu ludzi będących zauroczonymi tym, co zespół ma w ofercie, ale dla prawdziwych fanów ‘mandarynek’ coś na pewno skończyło się dawno temu. Kilka lat temu swoje ostatnie nuty zagrał i sam Edgar. Ci najbardziej zagorzali i wierni sądzili, że wraz ze śmiercią lidera, książka o tytule Tangerine Dream zamknie się na zawsze, jednak tak się nie stało i za sterami grupy stanął grający ostatnie dwadzieścia lat u boku Edgara niejaki Torsten Quaeschning, który do kompletu dobrał sobie dwójkę innych muzyków: Paula Frick’a i Hoshiko Yamane. Cały ten projekt mimo wątpliwości fanów dostał błogosławieństwo ostatniej żony Edgara, którą poślubił na kilka lat przed swoją śmiercią.

Żeby jeszcze bardziej zamieszać w tym kotle dodam, że kilka lat temu syn Edgara - Jerome - połączył swoje siły z… Johanesem Schmoelingiem (tak, tym samym, który grał w TD w latach 80-tych), by utworzyć duet Loom grający… utwory tangerine Dream, no dobra, nie tylko te, także autorskie. Przyznacie, że niezłe zamieszanie i ciekawa sprawa - dwóch eks muzyków gra utwory zespołu, z którego odeszło, z czego obaj bardzo ważni dla tego zespołu, a jeden nawet będący synem założyciela. Jakkolwiek nie brzmi to dziwnie - jest faktem.

Jak obecnie wyglądają koncerty TDream? To nadal dwie suity, z których jedna jest podróżą przez to co znane pod nazwą Tangerine Dream, druga to całkowicie wymyślana na żywo improwizacja. Czy warto więc iść na koncert grupy, która teraz występuje pod nazwą Tangerine Dream? Każdy musi odpowiedzieć sobie na to pytanie sam. Na pewno powinni iść ci, którzy nie znają (bo mimo wszystko warto poznać), na pewno fani szeroko pojętej El-muzyki, bo dla nich to zawsze uczta muzyczna, bez względu na to kto gra aktualnie pod tym szyldem, na pewno ci, którzy kupili ten nowy wizerunek grupy, a jednocześnie znają utwory z przeszłości i mają do nich sentyment - część z tych najbardziej znanych usłyszą na pewno (np. ‘Dolphin Dance’, ‘Love On A Real Train’ itd.). Czy ja pójdę? Nie. Ja tę książkę jednak zamknąłem wiele lat temu, jest przeczytana i lepiej jej będzie na półce. Dla mnie też będzie lepiej, mieć w pamięci koncerty z przeszłości, w których miałem szczęście jeszcze uczestniczyć i nie nadpisywać tego czymś nowym.

23 Kwietnia 1997 roku miałem przyjemność i honor spędzić sporo czasu z Edgarem, Jerome, Zlatko i Emilem (nie żyjący już perkusista wspomagający TD - Emil Hachfeld). Zespół zagrał wtedy w Zabrzu, a potem wydał ten koncert pod nazwą ‘Tournado Live in Zabrze’. Do dziś mam plakat z podpisami całej czwórki, ale przede wszystkim wspomnienia wspólnych rozmów z Edgarem i Jerome (z którym znajomość zresztą trwa do dziś) odbyte w ich autobusie po koncercie. I tego nikt mi nie zabierze. Może właśnie dlatego warto chodzić na koncerty? Wiecie co - bez względu na to, co ja uważam i jak zrobię - idźcie na ten koncert - to co dla mnie byłoby już tylko zwykłym obiadem, dla was może być muzyczną ucztą, a być może i wy doświadczycie jakiegoś fajnego spotkania, niezapomnianych rozmów oraz senno-mandarynkowych obrazów, które pozostaną w waszych głowach. W końcu ‘wszystko co widzimy, albo wydaje nam się, że widzimi, jest tylko snem w śnie’...

Jarosław Pawlik
05.11.2023 r.