Artykuły

Zaobserwuj nas

Nikki Sudden - zapomniana postać postpunku

Nikki Sudden - zapomniana postać postpunku

Nie wiem czy nazwisko Nikki Sudden komukolwiek cokolwiek mówi, ale może nie doceniam wszechstronnej wiedzy osób czytających ten tekst. Nikki Sudden to gitarzysta i wokalista, twórca postpunkowo eksperymentującego Swell Maps, autor dużej ilości płyt solowych, bądź z zespołem The Jacobites, przedwcześnie zmarły tuż po swoim koncercie na atak serca w Nowym Jorku w 2006 r. w wieku 49 lat. Żadnych skandali, żadnych barwnych opowieści - ot, muzyk poważnie traktujący swoją twórczość i dziennikarz piszący do mnóstwa pism muzycznych. Ostatnio powróciłem do jego pierwszych dwóch płyt solowych i pragnę je zaprezentować. 

„Waiting on Egypt” (1982)

Płyta na pewno jest pokłosiem dziwnych eksperymentów, które Nikki Sudden prezentował na płytach Swell Maps, ale jest jednak bardziej komunikatywna. Słuchając muzyki nie można się oprzeć wrażeniu, że  jest to album z silnymi wpływami bluesowymi, ale przedefiniowanymi przez wówczas współczesną scenę muzyczną, co w połączeniu z partiami saksofonu sprawia, że ​​czasami Nikki Sudden brzmi on trochę jak X-Ray Spex. 

Wszystko zaczyna się  od „Back To The Coast” z wciągającą melodią i ciekawymi harmoniami w tle. Kolejny utwór - „Knife My Heart” - ma w sobie swoistą brudną garażowość z przesterowanymi gitarami i  solem perkusyjnym. Po nim następuje  zabawna brzdąkanina pt. „Still Full Of Shocks”, kojarząca mi się po trochu z harcerską muzyką ogniskową a po trochu z latami 50. i czymś w rodzaju zdeformowanym The Shadows.

„I'd Much Rather Be With The Boys”, autorstwa The Rolling Stones, w wykonaniu Nikki Suddena, brzmi bałaganiarsko, a sposób śpiewania prowokuje do pytania czy Nikki Sudden w ogóle potrafi śpiewać, ale moim zdaniem jest to zabieg celowy. „Stuck On China” to marszowy, skandujący, surowy kawałek z jakimiś dziwnymi efektami dźwiękowymi i jazgotliwymi wstawkami saksofonu. „Channel Steamer” wyraźnie nawiązuje do lat 50. XX wieku i jest czymś w rodzaju surf music lat 80. „Ringing On My Train” mógłby być bez kłopotów określony jako kolejny numer Iggy Popa. „Curfew Island (The Low Bridge)” to uroczy i eteryczny instrumentalny kawałek, zagrany na brzdąkającej i chyba rozstrojonej gitarze. Dalej jest hałaśliwy, niechlujny, brudny „Fashion Cult” zagrany z pewną zadziornością punkową, jakby dalekie echo Velvet Underground. Kolejny to, właściwie punkowy, „Forest Fire” z ciekawym motywem saksofonu.

„New York” to kolejny bezkompromisowy punkowy numer - ostro, prosto i do przodu. Album kończą dwa dłuższe, prawie siedmiominutowe kompozycje: narastający, niepokojący, z nie do końca rozładowaną energią „Johnny Smiled Slowly”, z pięknymi partiami gitary i finalnym solem saksofonu - utwór może się kojarzyć się z późniejszymi dokonaniami Nicka Cave’a. No i wielki finał – podniosła, oniryczna i trochę hałaśliwa ballada „All The Gold”, która przypomina mi dokonania Neila Younga. Mocne zakończenie dobrej i ciekawej płyty.

„The Bible Belt” (1983) 

Muzyka na tej płycie wyraźnie zmierza w kierunku folku i bluesa, choć na pewno nie jest to folk i blues w takiej formule, do której jesteśmy przyzwyczajeni. To jest  folk i blues, ale przefiltrowany wpływami punka i postpunka, cokolwiek by to znaczyło. Zaczyna się od pogodnego utworu instrumentalnego pt. „Gold Painted Nails”, by przejść do pięknego popowego numeru „English Girls” z fantastyczną gitarą. Kolejne dwa utwory to ballady - pierwsza pt. „Cathy”, w której pojawia się także łagodnie brzmiący saksofon, ma pewien odcień soulowy. Druga pt. „Chelsea Embankment”, ze świetnym wokalem piosenkarki Lizard (naprawdę Max Edie), jest bardziej folkową balladą, w której na fortepianie udziela się  lider Waterboys, Mike Scott. 

„Bethlehem Castle” to powrót do korzeni, do punku, ze wspaniałymi, kąśliwymi tekstami o  tym, że masz dość: „Czy ty nigdy nie chcesz spać z każdym chłopakiem? Czy nie chciałbyś kiedyś przespać się z każdą dziewczyną? Wiem, że nie”. Po nim następuje kolejny fajny, bluesrockowy kawałek z nieco pesymistycznym tekstem i świetną partią gitary w wykonaniu Mike’a Scotta „The Road Of Broken Dreams”. By nie przebywać cały czas w krainie folku, kolejny utwór pt. „Six Hip Princes (All Around The World)” to już czysty funk, w którym również od czasu do czasu udziela się pani Lizard. „Out Of Egypt” to rytmiczna ballada z fajną grą Nikki Suddena na fortepianie, który śpiewa na przykład coś takiego: „Cóż, nigdy nie próbowałem strzelać do nieznajomych. Po prostu nigdy nie znajdowałem wystarczającej ilości czasu”. W końcówce utworu gitara przyśpiesza - słychać znakomite solo.
 
Dalej jest przejmujący i eteryczny „The Angels Are Calling”, w którym Nikki Sudden prowadzi dialog z wokalistką Lizard. Pięknie to brzmi. „Missionary Boy” brzmi jakby był to odrzut piosenki The Waterboys. Nie jest to żaden zarzut, bo wbrew pozorom słucha się tego świetnie, co nie może dziwić, skoro jednym z muzyków wspierających Nikki Suddena w tym utworze był Anthony Thistlethwaite z The Waterboys. Album kończy się podniosłą, folkową balladą „The Only Boy In Heaven” z dwugłosem Nikki Suddena i Mike’a Scotta.  Płyta mniejszego kalibru niż poprzednia, co nie oznacza, że nie można jej przesłuchać z wyraźną przyjemnością.  

Robert Żurawski
26.01.2024 r.